Jak schudnąć bez diety (insulinooporność i hashimoto) ?
Oto dowód na to, że możesz kochac słodycze, mieć insulinopornośc i inne choróbska, nie umieć i nie chcieć gotować i jednocześnie schudnąć na zawsze, bez diety.
Zapraszam na historię jak z filmu science fiction.
Jej słowami:
Tę historię trudno nazwać metamorfozą.
Przełom roku 2017/2018. Chodzę na bieżnię i zajęcia fitness regularnie 4-5 razy w tygodniu. Jem raczej
niedużo i niezdrowo, bo gotować nie umiem i nie lubię (ale nie stanowi to dla mnie żadnego problemu,
bo nie należę do osób celebrujących jedzenie). Do tego bardzo lubię słodycze, mogłabym się żywić tylko
nimi.
Bez zmian w sposobie odżywiania i trybie życia nagle zaczynam tyć. Szybko i ciągle. Nadal chodzę na
fitness i biegam, widzę jednak, że im więcej ćwiczę, tym więcej tyję. W ciągu 3-4 miesięcy przybywa mi
15 kg.
Zaczynam więc szukać przyczyny. Dziesiątki badań, kilkoro lekarzy, wiele różnych pomysłów na diety,
dietetyczka (jeszcze nie ta!:)). W międzyczasie, zgodnie z zaleceniem profesora diabetologii, przestaję
ćwiczyć. Tyję już znacznie wolniej, ale nadal. Badania potwierdzają zapalenie przewodu pokarmowego i
insulinooporność.
We wrześniu 2018 przychodzę na wizytę do Pani Agnieszki. Zmęczona, sfrustrowana, ze łzami w oczach
opowiadam swoją historię o tym, że kilkoro lekarzy i jedna dietetyczka już się poddali, bo nie potrafią mi
pomóc. Tydzień później odbieram dietę, której będę odrobinę przestrzegać przez 2 kolejne tygodnie
I tu mogłabym się pochwalić, ale w zasadzie nie mam czym – bo na rozpiskę diety spojrzałam kilka razy.
Nie zaczęłam gotować, nie liczyłam kalorii. Nie zrezygnowałam ze słodyczy, nie odstawiłam całkowicie
alkoholu. Poprosiłam o zmianę diety na ‘kanapkową’, ale nawet takiej nigdy nie zaczęłam przestrzegać.
Mimo wszystko chudłam (bardzo powoli).
Jedna wizyta minus kilogram, kolejna plus kilogram. Kręcę się w kółko, ale mimo to jeżdzę na spotkania z
Panią Agnieszką regularnie (nie opuściłam nawet jednego), bo lubię. Bo dobrze jest słyszeć, że sukces
kiedyś nadejdzie (zwłaszcza, jak się nie przestrzega diety :D). Jeżdzę, bo potrzebuję tej pozytywnej
energii i uśmiechu.
Mimo nieprzestrzegania diety, braku ćwiczeń i ogólnie niezdrowego trybu życia (dużo pracy, dużo stresu,
mało skutecznego odpoczynku) rok 2019 kończę lżejsza o 10 kg.
W czerwcu 2020 r. jestem lżejsza o kolejne 3 kg. Jestem u celu.
W styczniu 2021r. nadal jestem w tym samym miejscu, co pół roku temu
Czy schudłabym tak samo bez pomocy Pani Agnieszki, skoro to nie dieta?
Nie. Po pierwsze dlatego, że Pani Agnieszka pomogła mi zrozumieć, że moje złe samopoczucie po
jedzeniu musi mieć swoją przyczynę i należy ją znaleźć (metodą empiryczną doszłyśmy do tego, że nie
toleruję glutenu i laktozy). Wyeliminowanie jej znacznie poprawiło moją codzienność i wpłynęlo na cały
proces odchudzania.
Pomogła mi też zrozumieć rzeczy niby oczywiste – jak ważna jest regularność w jedzeniu, jaka jest
różnica między przestrzeganiem diety a zmianą sposobu odżywiania. Nauczyła, jak zjeść ciastko, jeśli
bardzo tego potrzebuję.
Po drugie – dla mnie najważniejsze – Pani Agnieszka wierzyła w to, że osiągnę cel, podczas gdy ja już
dawno wiarę straciłam. Ta wiara była najważniejsza. I czasem kazała się zastanowić, jak wieczorem
sięgałam po trzeciego wafelka w czekoladzie
Ta wiara pokonywała mój brak cierpliwości i pomogła dotrwać do momentu osiągnięcia celu.
Nie jestem książkowym przykładem, jak należy pracować z dietetykiem. Nie umiem stosować diety z
kartki, nie ma we mnie ducha walki w tej kwestii. Dlatego tym bardziej doceniam pomoc Pani Agnieszki –
w moim przypadku bardziej, niż wiedza z zakresu żywienia i medycyny (bo mam m.in. niedoczynność
tarczycy i insulinooporność), potrzebne było indywidualne podejście i wiedza psychologiczna.
Jeździłam i jeżdzę na wizyty, bo zwyczajnie bardzo je lubię. I każda z nich cieszy tak samo i napełnia
energią. A jeszcze bardziej cieszy radość Pani Agnieszki, jak dotrze się do celu
Pani Agnieszka nie jest zwykłą dietetyczką. Jest dietetyczką od przypadków trudnych i beznadziejnych
(takich, jak mój). Przywraca wiarę, energię życiową i uczy optymizmu. A przy okazji pomaga skutecznie
schudnąć.
Moim zdaniem:
O jej drodze do szczupłej sylwetki mogłabym nakręcić film. Jest warta opowiedzenia bo to jedna z najtrudniejszych historii jakie znam.
Zaczyna się we wrześniu 2018.
Ta kobieta tafia do mnie przypadkiem. Jej przyjaciółka odnajduje mnie na forum chodakowskiej- ktoś poleca, pisze że schudł 15 kg. Mam być ostatnią deską ratunku.
I jestem (mam nadzieję) ostatnią dietetyczką w jej życiu, a uratowała siebie absolutnie sama.
Na pierwszym spotkaniu przynosi ogromny plik badań. Była juz wszędzie i nikt jej nie pomógł. Opowiada mi o sobie, dużo płacze. Już wiem, że łatwo nie będzie. Młoda, ambitna i tak bardzo zawiedziona zaczyna ze mną mimo wszystko pracę. Układam dla niej najłatwiejszy plan pod słońcem. Chudnie, choć kompletnie z niego nie korzysta. Podoba mi się to.
Szczerze mówi, otwarcie mówi, dużo mówi. Przychodzi do mnie co 2 tygodnie. I tak aż do dziś.
Każde z nią spotkanie było dla mnie jazdą bez trzymanki. Czasami nie wiedziałam co powiedzieć gdy opowiadała mi co zjadła. Czasem nie mówiłam zupełnie nic, jednoczeście nie pozwalałam jej w siebie zwątpić. Wiedziałam, że ona sobie poradzi, że da radę wystarczy tylko by się nie poddała, by nie traciła nadziei. Miałam wrażenie że czasem łapałam ją w locie własnych myśli które sprowadzały ją na manowce. Stawała na wagę z wielką odwagą. Przychodziła zawsze. Niezależnie od wyniku patrzyła swoimi wielkimi oczami w prawdę. Mówiła wprost. Nazywała rzeczy po imieniu. Nie oszukiwała siebie ani mnie. Nigdy nie odwołała ani jednego spotkania choć w głębi wiem jak było to dla niej trudne. Wielokrotnie polały się gorzkie łzy. Gdy wychodziła przeżywałam ją jeszcze próbując znaleźć odpowiedź na pytanie: co mogę jeszcze zrobić? Wystarczyło jej tylko nie przeszkadzać. Bycie obok, nie wchodzenie z butami w jej przestrzeń to była jedna z najtrudniejszych ale tez najbardziej wartościowych umiejętności jakie dzięki niej zdobyłam. Jestem niesamowicie wdzięczna tej kobiecie. Ona przynosi wiarę nam wszystkim. Pokazuje że nie trzeba być na diecie. Że można dokonać redukcji nawet niemożliwych. Ta redukcja trwała 2 lata. Schudła 13 kg kilogramów. To najcięższe kilogramy jakie znam. Kilogramy zwątpienia, rezygnacji, kilogramy smutku i łez. Zrzuciła je wreszcie. Nigdy nie była na diecie i mam nadzieje ze nigdy nie będzie.
Co w niej doceniam?
Konsekwencję
Cierpliwość
Terminowość
Odwagę
Szczerość
Determinację
Jestem wdzięczna, za to że wybrała mnie na towarzyszkę swojej podróży po zgrabną sylwetkę.
Gratuluję jej z całego serca.
Z pozdrowieniami
Aga